Postaw mi kawę na buycoffee.to

Informacje
Części: 34

„Kosmos, ostateczna granica” – Tymi słowami rozpoczynał się jeden z chyba najbardziej znanych seriali rozgrywających się w kosmosie, a mianowicie Star Trek: The Next Generation. To w nim mieliśmy okazję poznać najbardziej charakterystyczny statek kosmiczny w historii kina. U.S.S. Enterprise. Tak, niewątpliwie jest to jeden z tych kształtów w filmach Sci-fi, które są najbardziej rozpoznawalne na całym świecie. Statek-legenda, chyba inaczej nie mógłbym określić tego gwiezdnego okrętu. Zapewne również, chyba każdy Trekowiec i nie tylko, chciałby mieć model tego właśnie statku w swojej kolekcji. Tym samym wyznacznikiem kierowałem się przy zakupie swojego egzemplarza statku dowodzonego przez kapitana J.L. Picarda.

Co my tu mamy…
Zakupiony przeze mnie model wchodzi w skład zestawu wydanego z okazji 30 rocznicy powstania Star-trekowej odysei kosmicznej wydanej przez firmę specjalizującej się w kosmicznych modelach czyli przez AMT/ERTL. Z modelami tej firmy mieli okazję spotkać się już modelarze ze świata Gwiezdnych wojen. W skład wspomnianego wcześniej zestawu wchodzą trzy modele gwiezdnej federacji. Są nimi Enterprise z serialu TNG czyli Galaxy Class NCC-1701 D oraz dwie wersje mniejszego Constitution Class NCC-1701 oraz NCC-1701 A. Dlaczego dwie wersje? A to dlatego, ponieważ jedna z nich pojawiła się w pierwszym serialu ST natomiast wygląd drugiej był zmieniony na potrzeby pierwszego pełnometrażowego. Oboma dowodził wtedy kapitan Kirck.

…a teraz dokładniej…
Koniec wymądrzania się. Z czym możemy się spotkać gdy już otworzymy wieku pudełka? Na dzień dobry wita nas dość obszerna instrukcja. Całkiem sporych rozmiarów, z dość dokładnymi rysunkami. Wszystko zrobione w całkiem przystępnej oprawie. Kolejną miłą rzeczą jest duża kartka z kalkomaniami do wszystkich trzech modeli. Oczywiście mogłyby być dokładniejsze, ale nie ma co się czepiać. Wszystkie najważniejsze napisy są więc powinno nam to wystarczyć. Opis modeli chciałbym zacząć od Enterpriceów z najdawniejszych czasów.
Oba modele są praktycznie takich samych wielkości. W przybliżeniu mierzą ok. 10cm. Ja osobiście nie jestem przekonany czy taka wielkość by mnie satysfakcjonowała gdyby miał kupować każdy model osobno. Mam nadzieję, że nikt o zdrowych zmysłach nie kupiłby ich w pojedynczych pudełkach, no chyba, że za cenę wyjątkowo niską. Ilość części przypadających na każdy z tych modeli też nie jest zatrważająca. Dziewięć oraz dwanaście to właśnie tyle ile będziemy musieli skleić by powstały nam gotowe stateczki. Taka ilość części co całkiem niewiele, w porównaniu z Revellem, który nawet swoje Pockety wypuszcza z liczbą części równą 20. Może się czepiam, może pojazdy ze Star Treka nie są komplikowane, ale myślę, że tu mona było się trochę postarać bardziej. Tym bardziej, że jak robiłem wstępne klejenia jednego z „maluchów” to części też ochoczo nie wskakiwały na swoje miejsce. Trzeba było trochę szpachli by dziury zostały zniwelowane. Linie podziału. Hmmm…moim zdaniem to powinien być temat do przemilczenia, ale dla dobra ogółu nie mogę tego zrobić bo celem serwisu jest jak najrzetelniejsze opisanie produktu. No więc jeszcze raz. Linie podziału są oczywiście wypukłe. Co oczywiście w czasach produkowania modeli było normą. Mógłbym przejść obok tej niedoróbki spokojnie, gdyby tych linii było zdecydowanie więcej. Niestety są tam jednie śladowe ilości kształtów płyt poszycia. Przez to ciężko jest zaznaczyć różne kolory blach, a przez to sam modele tracą strasznie na atrakcyjności. Generalnie to wszystko co można powiedzieć o tych modelach.
Teraz przyszła kolej na trzeci i zarazem ostatni model z zestawu. Enterprise D jest modelem blisko 3 razy większym od swoich wcześniejszych poprzedników. Posiada ładnie wyprofilowane kształty i właściwie dla niego kupiłem ten cały zestaw. Niestety na tym zalety się kończą. Mimo iż bryłą przypomina swojego serialowego odpowiednika, tak nic więcej dobrego nie można powiedzieć o tym modelu. Linie podziału są wypukłe, detali bardzo mało. Części również jest jak na lekarstwo bo zaledwie 9 sztuk. Ktoś mógłby powiedzieć, że więcej nie trzeba i pewnie można byłoby się z tym zgodzić, ale uważam, że na 30-lecie przynajmniej w tym modelu można było dorobić taki mały smaczek jak odłączany talerz. Zapewne można było również dodać kształty imitujące okienka na całym kadłubie…można, ale się chyba nie udało. Szkoda, bo mógłby być to naprawdę fajny modelik.
Jedyną radą jest kupienie sobie innego trójpacka w którym min. znajduje się Enterprise E, występujący w innym pełnometrażowym filmie z serii ST, czyli First Contact. Z tego co wiem, modele z tego zestawu są znacznie lepiej wykonane niż powyżej opisywane.
Do modeli dołączona jest również podstawka…to chyba za mało powiedziane…podstawa. Jest ona gigantycznych rozmiarów i ma przypominać znaczek federacji z dziwnymi chwytakami, w kształcie odnóg ośmiornicy. Generalnie paskuda. Chyba lepiej zrobić coś swojego niż używać wersji dołączonej. Dobrze przynajmniej, ze twórcy nie zrobili otworów w kadłubach statków na podstawkę co pozwala na dowolność jeśli chodzi o umiejscowienie własnych chwytaków imitujących podstawki.

Wnioski
Generalnie polecam ten zestawy jedynie zapaleńcom i to za niewielkie pieniądze. Modele można sobie skleić, postawić na półce albo dać młodszemu rodzeństwu do „pobawienia się” nimi. Na pewno nie wypada się nimi chwalić wśród braci modelarskiej. Szkoda prądu. Jednym sposobem na uratowanie modeli jest wydrukowanie samemu kalkomanii odpowiadających za linie podziału, kolory blach oraz okienka. Widziałem kilka takich modeli i efekt rzeczywiście był o niebo lepszy niż w wersji podstawowej. Kalkomanie te można dostać do wszystkich trzech modeli z zestawu na stronie Starshipmodeler.com.
Jeśli już będziecie mieli te modele to życzę miłej zabawy i dużo cierpliwości i wyrozumiałości przy ich sklejaniu…na pewno Wam się przyda 😉

Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do nas na Facebooku

Możliwość komentowania została wyłączona.